Na Tarnicę przez Rozsypaniec, Halicz

Moją przygodę z bieszczadzkimi szlakami postanowiłam rozpocząć od Wołosatego. Tutaj rozpoczyna się Główny Szlak Beskidzki. Stąd wielu turystów rusza w prawie 500km podróż do Ustronia w Beskidzie Śląskim.

Wołosate

Po uregulowaniu opłat za wstęp na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego ruszam przed siebie. Moim celem jest Tarnica przez Rozsypaniec, Halicz.

Początkowo szlak to asfaltowa droga. Później pod stopami mam drogę szutrową. Po lewej mijam kolejne stacje drogi krzyżowej. Droga nie jest wymagająca. Dojście do Przełęczy Bukowskiej nie sprawia większych trudności. Z Wołosatego zajmuje nieco ponad 2 godziny. Idę lasem. Jestem więc chroniona przed słońcem, ale jednocześnie szlak jest nużący, bo nic w koło się nie dzieje. Nikt mnie nie wyprzedza. Nikt nie idzie z naprzeciwka. Dopiero pod koniec mija mnie wóz straży granicznej.

Stacja drogi krzyżowej


Tuż przed Przełęczą Bukowską po lewej stronie znajduje się ekologiczna toaleta. Jest to swego rodzaju atrakcja na szlaku. Warto zajrzeć. Tuż za toaletą, również po lewej stronie, mijam wiatę. Można tu odpocząć, schować się przed słońcem czy deszczem.  


Plansza edukacyjna pod wiatą

W tym miejscu szlak na Halicz odbija w lewo. Idę jednak prosto - docieram do punktu widokowego. Chcę nacieszyć oko otoczeniem Przełęczy Bukowskiej. Podziwiam ukraińskie tereny. Przekraczanie granicy w tym miejscu jest wzbronione, ale nikt nie broni zatrzymać się po polskiej stronie i wyjąć z plecaka kanapki. Tak też robię.

#piękniejest

Spędzam tu ponad godzinę. Odpoczywałam, łapię promienie słońca, robię zdjęcia, rozmawiam z innymi turystami. Ot... zwykły dzień na bieszczadzkim szlaku. Spotykam także funkcjonariuszy straży granicznej, którzy sumiennie wypełniają swoje obowiązki.

Wracam do wiaty, aby ruszyć w kierunku Halicza.

Przełęcz Bukowska 1107 m n.p.m.

Szlak się zwęża i jest lekko pod górę. Nawet nie zauważam kiedy mijam Rozsypaniec. Teren jest dość ciekawie ukształtowany. Podoba mi się tu coraz bardziej.

...no to w drogę...

tam idę!

Pokonywanie kolejnych metrów nie sprawia mi problemów. Wiatr mocno wieje, kilka razy zdmuchuje mi czapkę z głowy. Telefonem próbuję nakręcić film tańczącym w wietrze trawom. Udaje się. Nie jest to produkcja najlepszej jakości, ale jest. Na szlaku nie ma dużo osób. Jestem ja, wiatr, słońce i góry. 

zielono mi :)

Po jakimś czasie docieram na Halicz. Szczyt został oznakowany, a dodatkowo dla turystów przygotowano ławki, na których mogą odpocząć. Spędzam tu grubo ponad godzinę. Zakochuję się w tym miejscu. Wiem, że wrócę tu kiedyś. Muszę!

Halicz 1333 m n.p.m a w tle Korona Beskidów

Halicz 1333 m n.p.m 

Z Halicza ruszam dalej w kierunku Przełęczy Goprowskiej. Na tym odcinku praktycznie cały czas idę "z górki". Wiatr nie odpuszcza. Na szczęście to ciepły, sierpniowy dzień i trochę wiatru jeszcze nikogo nie pokonało. Nie powinnam narzekać. Później okaże się, że to był dla mnie pierwszy i ostatni słoneczny dzień na bieszczadzkim szlaku podczas tego wypadu.

Przełęcz Goprowska 1160 m n.p.m.

Z Przełęczy Goprowskiej ruszam w kierunku Tarnicy. Tutaj robi się ostro pod gorę i pojawiają się słynne schody. Podobno ktoś kiedyś je policzył. Nie wiem. Ja nawet nie próbowałam.

schodów końca nie widać

Zdaję sobie sprawę, że zadaniem schodów jest zabezpieczenie zbocza przed erozją, no ale bądźmy szczerzy: każdy górołaz powie, że schody są utrudnieniem! Szczególnie dla kolan. Jednak jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!

Na Tarnicy jest mnóstwo osób, ciężko znaleźć miejsce, w którym można odpocząć. Turyści odpoczywają wszędzie, także za barierkami za które nie powinno się wychodzić. Ze względu na ochronę przyrody. Ktoś zwalnia miejsce na ławce. Siadam. Obserwuję. Z Tarnicy doskonale widać Halicz i całą trasę, którą pokonałam. Mogę być z siebie dumna. Jestem z siebie zadowolona. Czas też mam dobry. Odpoczywam chwilę i ruszam... do Wołosatego - tym razem niebieskim szlakiem.

Tarnica 1346 m n.p.m.

Tarnica 1346 m n.p.m.

Trasa na mapie: