Z Doliny Chochołowskiej na Trzydniowiański Wierch

W planach mamy babski wypad na Wołowiec. Prognozy pogody nie są zbyt zachęcające. Koniec końców na szlaku zamiast we cztery pojawiamy się we dwie.

Panorama z Trzydniowiańskiego Wierchu: po lewej, na dole, Polana Chochołowska; po prawej Kominiarski Wierch

Do Zakopanego ruszamy około 8:00. Na miejscu jesteśmy bez większych opóźnień, za to już od Nowego Targu obserwujemy granatowe chmury nad Tatrami.

Pan Kierowca słysząc naszą rozmowę jeszcze dolewa oliwy do ognia mówiąc, że będzie dziś ciężko. A my? My chcemy dotrzeć chociaż do Doliny Chochołowskiej, bo tam zarezerwowałyśmy sobie nocleg. Co dalej? Zobaczymy.

Z Zakopanego busem jedziemy na Siwa Polanę. Kupujemy bilety wstępu do parku i ruszamy do Schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Szlak jest szeroki, wygodny. Początkowo idziemy asfaltem. Później pojawiają się kamienie. Wysokość zdobywamy nie odczuwając tego w ogóle.

Docieramy do schroniska. Kupujemy herbatę. Wyciągam naleśniki z masłem orzechowym, bananem i jagodami. Jemy bez pośpiechu. Obserwujemy szkolna grupę z przewodnikiem. Wybierają się na Grzesia. Przewodnik mówi że na szlaku będzie dużo błota.

My kończymy posiłek, idziemy się zameldować w schronisku. W pokoju zostawiamy rzeczy i ruszamy na szlak. Zanim wyjdziemy ze schroniska okazuje się, że leje jak z cebra. Siadamy w korytarzu i czekamy aż przestanie padać lub chociaż będzie padać mniej intensywnie.

Mija około 30 minut. Przestało padać. Ruszamy. Najpierw kierujemy się w stronę szlaku papieskiego, chcemy przez Dolinę Jarząbczą dojść do Trzydniowiańskiego Wierchu.

Początkowo idziemy wzdłuż Jarząbczego Potoku. Jest praktycznie płasko. Trawa jest dość wysoka i mokra. Na szlaku są kałuże. Nie ma w tym nic dziwnego. Przed chwilą przecież padał deszcz.

Szlak papieski

Kiedy jesteśmy w okolicy Polany Jarząbcze Szałasiska deszcz ponownie lekko zaczyna kropić, a kiedy wchodzimy do lasu pada zdecydowanie mocniej. Przez chwilę zastanawiamy się co robić.

Wracamy? Nie! Idziemy dalej. Na szczęście przestaje padać.

Po jakimś czasie lekko przejaśnia się. I znowu pojawiają się chmury. I tak ciągle na zmianę. Nie przeszkadza nam to. Jest parno i duszno. Źle mi sie oddycha, poprzez co robię więcej postojów. Ostatnie podejście jest dla mnie dość mozolne.

...iść ciągle iść...
Pięć kroków do przodu i odpoczynek. I tak już do końca. Odwracam się podczas postojów, aby podziwiać piękno otaczającego mnie świata.

Niesamowite widoki!

Kiedy wchodzimy na szczyt chmury ustępują miejsca słońcu. Jest przepięknie. Robimy zdjęcia w pośpiechu, bo zimny wiatr wieje zdecydowanie za mocno. W dobrych humorach ruszamy w drogę powrotną.

Trzydniowiański Wierch. Dokąd teraz?

Schodzimy szlakiem przez Kulawiec do Polany Trzydniówki. Początkowo mamy na wyciągnięcie ręki Kominiarski Wierch.

Kominiarski Wierch

Ta góra fascynuje mnie od zawsze. Bardzo żałuję, że szlak na nią został zamknięty. Miało to miejsce w sierpniu 1988 roku. Decyzję taką podjęto, aby turyści nie płoszyli Orła Przedniego, który tam się osiedlił.

Schodząc szczególnie uważamy, aby nie stracić równowagi pokonując przeszkody ze skał, kamieni oraz korzeni. Mimo usilnych starań przewracam się. Upadam na pośladek ratując aparat przed ewentualnym uszkodzeniem.


Dalej szlak prowadzi przez las, a na koniec mamy do pokonania tor przeszkód utworzony poprzez wycinkę drzew.

Polana Trzydniówka i wyrąb lasu

W schronisku kupujemy szarlotkę z polewą jagodowo śmietanową. Niebo w gębie! Kiedy po kolacji i wieczornej toalecie wychodzimy na zewnątrz znów leje jak z cebra. Jednym zdaniem:  miałyśmy farta, że szczyt zdobyłyśmy podczas okna pogodowego!

Dolina Chochołowska tuż przed zachodem słońca
Na koniec dzisiejsza trasa na mapie: