Na Przełęcz pod Kopą Kondracką przez Kalatówki i Halę Kondratową

Trasy wybieram na ogół krótkie. Chętnie pętle. Lubię usiąść i patrzeć przed siebie. Łapać promienie słońca. Lubię się nie spieszyć. Mieć dużo czasu. Nie zerkać na zegarek.

Po wczorajszej wycieczce na Gęsią Szyję i Rusinową Polanę dziś postanowiłam pójść na Przełęcz pod Kopą Kondracką i tam podjąć spontaniczną decyzję na temat tego co dalej.


Z Kuźnic ruszam o ósmej. Kieruję się w stronę Kalatówek. Świeci ostre słońce. Zdjęcia Kasprowego Wierchu wychodzą prześwietlone. Docieram do Hotelu Górskiego Kalatówki położonego na wysokości 1198 m n.p.m. Z plecaka wyjmuję termos z kawą i zjadam niewielką kanapkę.

Kawa z widokiem na wyciąg narciarski na Kalatówkach


Ruszam. Kolejnym celem jest schronisko na Hali Kondratowej. Najmniejsze schronisko po polskiej stronie Tatr. Szlak biegnie lasem. Drzewa dają cień. Chronią przed słońcem. Szlak robi się węższy, ale idzie się wygodnie.

Giewont kusi, ale na dziś zaplanowałam coś innego

Idę powoli. W sierpniu dzień jest przecież bardzo długi. Po chwili spokojnego marszu docieram na miejsce. Hala Kondratowa mnie urzeka. Dookoła kwitnie Wierzbówka kiprzyca.

Hala Kondratowa 1333 m n.p.m. W tle Wierzbówka kiprzyca


Schronisko tętni życiem. Na zewnątrz jest mnóstwo osób. W środku także. Postanawiam usiąść na zewnątrz i porozglądać się. Dostrzegam miejsce, do którego zmierzam. Robi wrażenie! Ruszam. Początkowo szlak jest szeroki i niezbyt wymagający.

Takie widoki mi towarzyszą. Miejsce docelowe jest po lewej stronie.

Z czasem robi się stromo. Widzę serpentyny, które będę pokonywać. Kosodrzewina niesamowicie pachnie. Co jakiś czas odwracam się i zerkam na trasę, którą pokonałam. Jest pięknie.

Po lewej widoczny jest Giewont

Jest też trudno. Zatrzymuje się. Wyrównuje oddech. Ruszam dalej. Kilka razy.

Jeszcze parę kroków :)

Gdzieś w połowie wzniesienia zdejmuję plecak, siadam, wyjmuję czekoladę i wodę i odpoczywam. Siedzę dobre 20 minut. Nie mogę się napatrzeć na to co zostawiam za plecami.

Bez czekolady nie ruszam na szlak!

Wstaję. Zakładam plecak. Ruszam dalej. Cel jest już na wyciągnięcie ręki. Jeszcze tylko kilka kroków. Jestem!

Na przełęczy niesamowicie wieje. Zakładam kurtkę. Wiatr robi z moimi włosami co tylko chce. 

Chcę czuć wiatr we włosach... dopóki je mam ;P

Znajduję miejsce, w którym wieje mniej . Wysyłam rodzinie i znajomym MMSy. Siedzę i patrzę. Patrzę i podziwiam. Zaczynam się zastanawiać, czy iść w stronę Kasprowego Wierchu, czy w stronę Czerwonych Wierchów. Sprawdzam na mapie czas przejścia, aby nie mierzyć sił na zamiary. Idę jeszcze zrobić zdjęcie... tabliczce turystycznej. Tam spotykam dziewczynę, którą mijałam wcześniej. Pyta dokąd idę. Wychodzi na to, że wspólnie idziemy w kierunku Kasprowego Wierchu. Ona postanawia wbiec jeszcze na Kopę Kondracką, a ja w tym czasie coś zjem i napiję się. Umówione jesteśmy za 30 minut. Robię jej zdjęcia jak zbiega z Kopy Kondrackiej. Ruszamy. 

Trasa: